niedziela, 8 lipca 2012

Zacznijmy od podstaw

Może to i będzie elementarz, ale ostatnio tknęła mnie myśl, że nie wszyscy muszą wiedzieć o co chodzi z tymi przypinkami. I dla nich właśnie parę słów na ten temat. Przypinki mają wiele nazw- piny, buttony, badziki (ang. badges), pinbacki, plakietki. Nazwy nie powalają, ale lepszej brak. Jeśli wrzucicie w google, wyskoczą Wam z reguły tony plastikowych gadżetów. Jeśli nie daj Boże zachce Wam się tkaninowych przypinek- nastawcie się na robotę przypominającą szukanie ziaren maku w misce popiołu (tak przynajmniej było do niedawna).  Gdzieś natknęłam się na ich krótką definicję- okrągły, lekko wypukły znaczek zapinany na agrafkę (wszystko się zgadza, choć okrągłości bywają owalne a czasem i kwadratowe). Rozmiary z reguły od 25 do 75 mm. Maszyn do wykonywania przypinek typowo tekstylnych w Polsce brak, choć moje rozmowy z producentami wyglądały różnorako- od "nie da się" do "jak Pani pokombinuje to się da". Część z nich wysyłała mnie do tapicerów, którzy dysponują maszynami do obijania guzików.  Fora internetowe również podpowiadały- zrób guzik, odetnij nóżkę i przyklej agrafkę. Ale guzik to guzik a przypinka to przypinka. Różnic tłumaczyć nie muszę.  Konstrukcja samej maszyny jest banalnie prosta (i rzeczywiście  nawiązuje do guzikowej filozofii).  Ponieważ miałam jasno sprecyzowany cel- zakupiłam maszynę o jasno sprecyzowanych możliwościach (fabric button machine) w Stanach Zjednoczonych . Wybrałam rozmiar 2,25 cala, czyli w przełożeniu na nasz język- 57 mm (i tu nie miałam wątpliwości- w duetach takie przypinki prezentują się wyśmienicie, a właśnie tak je zawsze noszę). Kiedy już wybór maszyny został dokonany i prawie witałam się z gąską, pozostało zdecydować o rodzaju i jakości komponentów- stalowe (bo trwałe, estetyczniejsze i cięższe- akurat to było dla mnie atutem mając we wspomnieniach aluminiowe komponenty- lekkie i sprawiające wrażenie nietrwałych). Jeśli chodzi o tkaniny- moja maszyna akceptuje niemal wszystkie, choć niektóre (np. jedwab) wymagają większej uważności i precyzji. Tym bardziej, że dużą część z nich robię zaledwie w kilku egzemplarzach, więc zmarnowanie tkaniny- oznacza jeszcze większą unikatowość :)  Swoją drogą- nie wyobrażam sobie robienia przypinek od niechcenia.


tak wygląda tył przypinki (i nie ma to wiele wspólnego z guzikiem)

Zapięcie pod mikroskopem




przypinka ze wszech stron

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz